sobota, 17 października 2015

patyk

Ładne popołudnia łapiemy jak najbardziej, bo są strasznie krótkie- Antek usypia o 19. Po obowiązkowej przejażdżce autobusem idziemy jeszcze na targ po zakupy. Chociaż moja torba z każdym krokiem robi się coraz cięższa, jestem niezmiernie szczęśliwa, gdy otrzymuję w prezencie mokry, ubłocony patyk- jeden dla mnie, drugi dla Tatusia, trzeci to szabla i niesie ją Antek. Zabawa jest przednia, ale Syn co chwilę czujnie sprawdza, czy niosę komplet patyków. Więc niosę. Potem kupuję kiszoną kapustę od Pani Gabrysi, jakieś owoce i kończą mi się ręce. Z duszą na ramieniu wkładam patyki do torebki, żeby nie było mu przykro. Sytuacja opanowana, wracamy. Po trzech krokach Antek mówi:
"Już nie chcę tego głupiego patyka"
i go wyrzuca.