poniedziałek, 14 grudnia 2015

Kocur Stanisław

W tych zmarszczkach jest mi całkiem do twarzy. Pierwsze były bardzo subtelne, a te, które każdego ranka odkrywam na nowo, są  głębokie, uwypuklone przez gustowne cienie pod oczami a la chanel i lekką opuchliznę a la wczorajsze party do rana. Bo party często jest do rana, ale z powodu kaszlu, wymiotów lub innej gorączki, czyli standardowego zestawu przedszkolaka, za który wszystkie mamy świata powinny dostać Pokojową Nagrodę Nobla lub przynajmniej  równowartość dwukrotnej pensji. Prezydenta. 
Dodajmy do tego jeszcze zimę, której nie ma, trzy nadmiarowe kilogramy, które w lustrze wyglądają, jakby było ich trzydzieści, słońce, które zachodzi o piętnastej, i już witam się z Państwem w ponurej krainie jesiennej depresji. Przed którą na szczęście ratują mnie wespół mój Syn, Antoni, dzielny strażak, policjant, robot i szturmowiec z Gwiezdnych Wojen i mój mąż, Piotr, znany w wąskim kręgu naszej trzyosobowej rodzinki jako Kocur Stanisław, dyspozytor pogotowia (oraz pokrewnych służb ratunkowych)
-Stanisławie, zgłoszenie!
-Pali się na Enkikowskiej!
-Takich zgłoszeń.
  NIE.
  PRZYJMUJEMY.

niedziela, 29 listopada 2015

kipię miłością

Wychowywanie dziecka, poza aspektem kipię miłością, chwytam dzień, tu i teraz cieszę się najcudowniejszą Istotą na Ziemi ma też bardziej refleksyjną stronę. Bo wszystko dzieje się tylko raz i naprawdę nie wiemy, co z tego wyjdzie. Bo w oceanie miłości łatwo zgubić siebie. I przede wszystkim dlatego, że, pielęgnując asertywność dziecka, często dostajemy po tyłku.
Mam czasem wrażenie, że największa zmiana w podejściu do dzieci, jaka zaszła między moim pokoleniem a pokoleniem moich rodziców to poczucie, że nie chcemy wychowywać grzecznych dzieci. I nie chodzi oczywiście o dłubanie w nosie czy mówienie dzień dobry, tylko o coś znacznie bardziej istotnego.
Chcę, żeby mój syn szanował swoje zdanie i  potrafił je wyrazić.  Dlatego naprawdę dużo rozmawiamy i, poza normalnym życiem ze sprzątaniem i gotowaniem (w których Antek często uczestniczy jako pełnoprawny kucharz, kierowca odkurzacza lub Pan Wycierak), często się bawimy tak, jak on chce. W związku z tym ugasiłam już milion pożarów (nie tylko plastikową gaśnicą, ale też plastikową wiertarką czy paskiem do spodni). On prowadzi, ja idę za nim. Pytam go opinię i pozwalam, żeby na własną rękę odkrywał świat.
Chcę, żeby umiał się sprzeciwić, gdy dzieje się krzywda. Więc kiedy mówi "odczep się, zostaw to" do kogoś, kto próbuje mu na siłę zdjąć sweterek, proszę, żeby krzyczał jeszcze głośniej, gdy ktoś robi mu coś wbrew jego woli. Tak, podawanie mu niedobrych leków to wyzwanie, ale tłumaczenie, po co są, działa cuda. Na przykład dzisiaj psikanie do jego nosa, w którym mieszka permanentny katar zostało zatwierdzone hasłem "No dobra, dawaj." 
Chcę, żeby potrafił odczuwać i interpretować emocje. Jest zatem oczywiste, że nie mogę mu powiedzieć "Nie płacz, nic się nie stało", gdy płacze. Logika prosta: jeśli płacze, to coś się musiało stać. Nazywam swoje uczucia, dzięki czemu często słyszę od swojego prawie trzylatka "zasmuciłem się" albo "jest mi przykro".  Mówi czasem (a zwłaszcza wtedy, gdy w Dniu Krótkiej kąpieli wychodzi z wanny), że mnie nie lubi. Wtedy pytam czy mnie nie lubi, czy jest niezadowolony, że musi już wyjść z wanny, odpowiedź czasem wymaga chwili refleksji, ale jeszcze mnie nie zasmuciła.

Pozwalam, żeby doświadczał.  
Przy doskonałej świadomości faktu, że granica między asertywnością a bezczelnością jest niezmiernie cienka, nie chcę, żeby mój syn był grzeczny. Ma święte prawo z czymś się nie zgadzać, nie chcieć i nie lubić. To takie fundamentalne zasady poszanowania drugiego Człowieka i myślę, że to dzięki nim mam przez większość czasu do czynienia z radosnym Chłopakiem. Dzięki nim jestem wyluzowaną mamą, kipię miłością, chwytam dzień, tu i teraz cieszę się najcudowniejszą Istotą na Ziemi.

sobota, 17 października 2015

patyk

Ładne popołudnia łapiemy jak najbardziej, bo są strasznie krótkie- Antek usypia o 19. Po obowiązkowej przejażdżce autobusem idziemy jeszcze na targ po zakupy. Chociaż moja torba z każdym krokiem robi się coraz cięższa, jestem niezmiernie szczęśliwa, gdy otrzymuję w prezencie mokry, ubłocony patyk- jeden dla mnie, drugi dla Tatusia, trzeci to szabla i niesie ją Antek. Zabawa jest przednia, ale Syn co chwilę czujnie sprawdza, czy niosę komplet patyków. Więc niosę. Potem kupuję kiszoną kapustę od Pani Gabrysi, jakieś owoce i kończą mi się ręce. Z duszą na ramieniu wkładam patyki do torebki, żeby nie było mu przykro. Sytuacja opanowana, wracamy. Po trzech krokach Antek mówi:
"Już nie chcę tego głupiego patyka"
i go wyrzuca.

czwartek, 17 września 2015

zima

Mimo wszystko jeszcze nie jest tak najgorzej. Cały czas powtarzam sobie, że to nie zima, tylko jesień, a śniegu i tak nie będzie.

Nie mogę się nadziwić, że pranie, niczym papier toaletowy znanej marki, nigdy się nie kończy, i że zamiast chwytać dzień, znów wycieram twórczość artystyczną Antka z pralki. Że naczynia trzeba włożyć do zmywarki i, o zgrozo, wyjąć.

Za to brud na Antku w ogóle mi nie przeszkadza. Gdy solony karmel z Bosko ląduje na świeżo uprasowanej koszulce, przybijamy sobie piątkę, bo trzylatek musi się czasem upaćkać. Zresztą Syn  ratuje sytuację zawsze i wszędzie. Nie tylko oddaje mi skwarki ze swojej kaszy (niektórzy twierdzą, że bursztyny to skwarki ze słoniny, ja twierdzę, że z wędzonego boczku), ale też, przytulając mnie wieczorem, mówi "Ale jesteś chudziutka", co jest wierutnym kłamstwem, ale i tak się cieszę.

poniedziałek, 7 września 2015

To byłam ja.

Antoś ma jeszcze zamknięte oczy, pachnie słodko, ledwo wygrzebuje się z kołdry, ale już musi wiedzieć "Mamo, co to jest mina podwodna?". Przecierając oczy ze zdumienia i zarazem otrzepując się z resztek snu próbuję, przestawić swój mózg z trybu zdziwienia pytaniem na tryb wymyślania odpowiedzi. Jest. To taka bomba umieszczona pod wodą.
"Bo ja płynąłem kiedyś takim statkiem i tam nie było miny podwodnej. Wziąłem wędkę i złowiłem taką rybkę, i ją przytuliłem. To Ty byłaś tą rybką?"

niedziela, 23 sierpnia 2015

sztuka

Szczytem wakacyjnej roztoczańskiej aktywności fizycznej jest dla nas rowerowa wyprawa na Floriankę. To ekstra frajda. Antek jedzie z Piotrkiem, ja obok, jest rześko, bo w lesie nie czuć upału, a trasa od wypożyczalni rowerów do celu wiedzie przez miejsca bez ruchu samochodów. Więc jedziemy sobie przez ten las, fajnie nam i wesoło, na ogół bez górek, co sobie chwalę, trochę śpiewamy, trochę się wygłupiamy. Aż tu nagle tabliczka z nazwiskiem i bam sztuka. I tak aż dziesięć razy!

Tak z innej beczki- moje polonistyczne i anglistyczne studia oferowały zaledwie liźniecie tematu- nie mam w tym zakresie edukacji formalnej, tylko zainteresowania, jednak zdecydowanie mogę powiedzieć, że jestem sztukoczuła. Pewnie dlatego przemówiła do mnie wystawa w Roztoczańskim Parku Narodowym.

To wyjątkowe spotkanie natury i sztuki w majestatycznej scenerii przyrody, która kiedyś pożre zrobione z organicznych elementów instalacje. Niektóre z nich są bardzo podatne na dematerializację- kruche i ulotne, inne- proste, wręcz prymitywne, a wszystkie skłaniają do odbioru przez czucie i emocje, pokazują, że granica między tym, co ludzkie, a tym, co zakorzenione w naturze, jest trudna do wytyczenia. Całość w przewrotny sposób zwraca ludzie wytwory właśnie w stronę nie tyle naśladowania natury, co wpisywania się w nią, odciskania w niej piętna, ale jednocześnie pozostawania w symbiozie.

Potem zadzwoniłam do Ośrodka Edukacyjno-Muzealnego w Zwierzyńcu, żeby spytać, co to takiego. Uprzejma pani powiedziała, że tak tak, to artyści przyjeżdżają i zostawiają to na zawsze, tego tam jest dużo, ja nie mam ulotki, ale za każdym razem jest w innym miejscu. Wbrew pozorom te informacje bardzo ułatwiły mi googlowanie: Landart Festiwal




 



piątek, 14 sierpnia 2015

kultura

Spójrzmy prawdzie w oczy. Można odpędzać od siebie tę myśl, można ignorować jej nachalne jestestwo, ale jesień przyszła. Krzyczą o tym dynie na targu i liście, które zaczęły ewakuować się z drzew. Winter is coming, fala upałów to ostatni moment na pożegnanie lata, dlatego staramy się pocić w wielkim stylu. Pomaga nam w tym Latający Dywan, którego spektakularne podróże są ogromną radością w przerwach między Czilautem, Relaksem a Beztroską. Prawdę mówiąc, gdy temperatura przekracza 32 stopnie, średnio stać mnie na wysiłek intelektualny (fizyczny tym bardziej) i wolę zdać się na doświadczone Animatorki (chociaż to słowo skierowane do osób o tak wyjątkowym poziomie fantastyczności i pomysłowości brzmi jak obelga). Lubię, gdy razem mamy do czynienia ze Sztuką, a na Dywanie można pośpiewać, zrobić  sobie planetę albo łapacz snów. Jest Moc! Każde z nas bawi się prześwietnie, chociaż zajęcia skierowane są do dzieci- jeśli nie masz własnych, koniecznie pożycz od sąsiadów i fruń!
 
Oprócz tego obowiązkowym punktem naszych miejskich wędrówek jest Centrum Kultury. Jednak nie o kulturę nam chodzi, ani nawet nie o lans. Przeuprzejme panie zza baru dają Antkowi wodę w kubku do kawy. Z przykrywką! Na skierowane do mnie pytanie "czy on pije kawę" Antek odpowiedział przypadkowo spotkanej siedemdziesięciolatce: "Jesteś w szoku?"
 
 

środa, 29 lipca 2015

Kocham wakacje

Nie za specjalnie kocham to miejsce, nie wiem, dlaczego. Mój mąż kocha je szalenie, a mąż uwielbia- obaj przez całą drogę do krzyczą "RANCZO BABCI MANI!!! RANCZO BABCI MANI!!!". Chcąc nie chcąc spakowałam nas... i przeżyłam wakacje życia, mega czilaut i super frajdę. To był urlop z efektem łał, pełen szał, och i ach. Każdemu takiego życzę, ale po kolei.

Zaczęliśmy turbo wypas od urodzin Tosia, co oznaczało biesiadę na werandzie.




A później odkryliśmy Zagrodę Guciów. To było TO. Na wakacjach mamy zwyczaj rozpieszczać się kulinarnie, no i przepadliśmy- pojawialiśmy się tu codziennie, na cudowne śniadanka i urocze obiady w sielskiej scenerii. W menu są lokalne dania (bliskie mojemu podniebieniu, bo rodzina mojej mamy pochodzi z Roztocza) i wiejskie produkty od okolicznych dostawców- sery, wędliny, miody, a nawet dżem sołtysowej.
 








 
A gdy okazało się, że wspaniała plaża jest kilka minut drogi od naszej chaty, to byliśmy w ogóle wniebowzięci.
 

 
 
Poza tym Roztocze zachęca do spacerów w obrzydliwie malowniczej scenerii- szkoda tylko, że ważę więcej niż Antek.
 








 
 
Nie muszę chyba wspominać, że w ogóle nie obchodziła mnie ani moja fryzura, ani strój, ani plamy na koszulkach Tosia (zresztą priorytety mam zupełnie inne także na co dzień). Prawdopodobnie Paulo Coelho rozpłacze się teraz ze wzruszenia, ale przez cały czas byłam szczęśliwa, że tu jestem, że jestem ze swoimi najkochańszymi, i co chwilę się uśmiechałam, bo uderzała mnie myśl, że mam znacznie więcej, niż człowiek potrzebuje do szczęścia.
 

 
 

 

środa, 15 lipca 2015

zawierucha

Prawda jest taka, że Antoniuszka łatwo się kocha. Jest słodziutki, fajny, błyskotliwy, uroczy, fakt- czasem się złości, ale przecież wiadomo, że trzylatek (kiedy to się stało???) będzie się złościł, tak samo, jak wiadomo, że nikogo to nie wkurzy, bo w końcu to trzylatek. Ale kiedy choruje, to odkrywam w sobie nowe pokłady uczuć macierzyńskich. To była nasza pierwsza megagorączka, więc poza wieczornym nastawieniem budzika co pół godziny postanowiłam na wszelki wypadek po prostu nie spać. Zupełnie nie interesowała mnie budowa, która na ten rok jest zakończona (chyba, że postanowimy uporać się teraz z elektrykiem i hydraulikiem), miałam w tyłku pasję do nasadzeń (która już wyszła z ukrycia), tylko niczym przyczajony tygrys czatowałam na najlepszą porę, by wyruszyć do szpitala, i co chwilę wykrzykiwałam w panice "Piotrek! Jedziemy!", a zaraz potem "Piotrek! To poczekajmy jeszcze". Dwa razy obudziliśmy panie na dyżurze nocnym i jedna z nich była wyraźnie niezadowolona (i przysięgam, że kiedyś przestanę się pieścić i napiszę na nią skargę, bo podpadła mi już drugi raz). Czy to przypadek, że gdy moje dziecko miało ponad 39 stopni gorączki, była fala upałów, a gdy wyjechaliśmy na resztkę urlopu taty na wieś, zrobił się ziąb  i trzeba było odpalić kaloryfery? A dobra wiadomość jest taka, że nie można mieć ospy drugi raz. Anginę, która nastąpiła po niej można.
Myślę, że zawierucha moich dzisiejszych myśli jest w pełni uzasadniona, na osłodę załączam zdjęcia chatki.