niedziela, 23 sierpnia 2015

sztuka

Szczytem wakacyjnej roztoczańskiej aktywności fizycznej jest dla nas rowerowa wyprawa na Floriankę. To ekstra frajda. Antek jedzie z Piotrkiem, ja obok, jest rześko, bo w lesie nie czuć upału, a trasa od wypożyczalni rowerów do celu wiedzie przez miejsca bez ruchu samochodów. Więc jedziemy sobie przez ten las, fajnie nam i wesoło, na ogół bez górek, co sobie chwalę, trochę śpiewamy, trochę się wygłupiamy. Aż tu nagle tabliczka z nazwiskiem i bam sztuka. I tak aż dziesięć razy!

Tak z innej beczki- moje polonistyczne i anglistyczne studia oferowały zaledwie liźniecie tematu- nie mam w tym zakresie edukacji formalnej, tylko zainteresowania, jednak zdecydowanie mogę powiedzieć, że jestem sztukoczuła. Pewnie dlatego przemówiła do mnie wystawa w Roztoczańskim Parku Narodowym.

To wyjątkowe spotkanie natury i sztuki w majestatycznej scenerii przyrody, która kiedyś pożre zrobione z organicznych elementów instalacje. Niektóre z nich są bardzo podatne na dematerializację- kruche i ulotne, inne- proste, wręcz prymitywne, a wszystkie skłaniają do odbioru przez czucie i emocje, pokazują, że granica między tym, co ludzkie, a tym, co zakorzenione w naturze, jest trudna do wytyczenia. Całość w przewrotny sposób zwraca ludzie wytwory właśnie w stronę nie tyle naśladowania natury, co wpisywania się w nią, odciskania w niej piętna, ale jednocześnie pozostawania w symbiozie.

Potem zadzwoniłam do Ośrodka Edukacyjno-Muzealnego w Zwierzyńcu, żeby spytać, co to takiego. Uprzejma pani powiedziała, że tak tak, to artyści przyjeżdżają i zostawiają to na zawsze, tego tam jest dużo, ja nie mam ulotki, ale za każdym razem jest w innym miejscu. Wbrew pozorom te informacje bardzo ułatwiły mi googlowanie: Landart Festiwal




 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miłego dnia!