poniedziałek, 14 grudnia 2015

Kocur Stanisław

W tych zmarszczkach jest mi całkiem do twarzy. Pierwsze były bardzo subtelne, a te, które każdego ranka odkrywam na nowo, są  głębokie, uwypuklone przez gustowne cienie pod oczami a la chanel i lekką opuchliznę a la wczorajsze party do rana. Bo party często jest do rana, ale z powodu kaszlu, wymiotów lub innej gorączki, czyli standardowego zestawu przedszkolaka, za który wszystkie mamy świata powinny dostać Pokojową Nagrodę Nobla lub przynajmniej  równowartość dwukrotnej pensji. Prezydenta. 
Dodajmy do tego jeszcze zimę, której nie ma, trzy nadmiarowe kilogramy, które w lustrze wyglądają, jakby było ich trzydzieści, słońce, które zachodzi o piętnastej, i już witam się z Państwem w ponurej krainie jesiennej depresji. Przed którą na szczęście ratują mnie wespół mój Syn, Antoni, dzielny strażak, policjant, robot i szturmowiec z Gwiezdnych Wojen i mój mąż, Piotr, znany w wąskim kręgu naszej trzyosobowej rodzinki jako Kocur Stanisław, dyspozytor pogotowia (oraz pokrewnych służb ratunkowych)
-Stanisławie, zgłoszenie!
-Pali się na Enkikowskiej!
-Takich zgłoszeń.
  NIE.
  PRZYJMUJEMY.