sobota, 21 października 2017

Generalnie zawsze wiedziałam, że mój mąż ma fioła na punkcie wojskowości, Żołnierzy Wyklętych, itepe, itede. Jeździ sobie konno, lubi siodła, chodzi do lasu w wojskowej pelerynie, na biurku stoi figurka Piłsudskiego- No spoko.
Prawdziwą skalę problemu uświadomiłam sobie dopiero, gdy usłyszałam, jak nasz Syn opowiada dzieciom w przedszkolu, że jego Tata był partyzantem w trzydziestym dziewiątym.

sobota, 16 września 2017

Królowa Szos

Prawo jazdy robiłam siedemnaście lat. Po pierwszym kursie wciąż nie potrafiłam ruszać, więc poszłam na drugi, a kolejne jazdy oddzielało od siebie morze czasu. Ja zaś radośnie przemierzałam miasto autobusami, z dzieckiem, bez dziecka, do pracy, fryzjera i na lody.

Przyszedł jednak taki moment, że bez samochodu się nie dało- była to ta sama chwila, w której wyprowadziliśmy się na wieś. I nie chodzi mi o modną podmiejską okolicę, ani o tę dalszą część, w której ekskluzywne wille przeplatają się z opuszczonymi gospodarstwami. Tu jest wieś totalna, jest daleko, autobusów nie ma. Mój mąż kategorycznie zażądał, żebym podeszła do egzaminu po urodzeniu Neli- byłam wtedy w zaawansowanej ciąży, ale nie było takiej opcji- doskonale pamiętam, jak śmiejąc się do rozpuku oznajmiłam, że przecież nie dam się wywieźć na Wichurę (żeby była jasność, Moją Kochaną Wichurę) bez prawa jazdy. Zdałam za drugim razem, bo za pierwszym nie włączyłam świateł.

Gdy nadeszła ta chwila, w której musieliśmy kupić drugi samochód, mój samochód,wybrałam sobie Saaba 9-3. Oczywiście wiekowego, ale wciąż- to jedyny samochód, na widok którego robię pełne zachwytu AAACH! Poza tym, o ile absolutnie nie jestem żadnym motoekspertem, to już na pierwszy rzut oka widać, że to samochód z charakterem, lekko wredny, i dlatego w jakiś sposób mogłabym się z nim zaprzyjaźnić.

Dostałam minivana.

Dotychczas potrzebowałam dwóch miejsc do zaparkowania, a teraz ???

Przy okazji czule pozdrawiam wszystkich kierowców, którzy wyprzedzają mnie (!), królową szos (przynajmniej w mojej gminie), gdy jadę przepisowo w terenie zabudowanym (!!), na podwójnej ciągłej (!!!) i na zakręcie (!!!!) i potem okazuje się, że mam zaciągnięty ręczny.

środa, 31 maja 2017

Dziś mój Syn jest pszczołą i robi miód rzepakowy. Czy wspominałam, że #dzieciniepotrzebujązabawek ? Oczywiście można mu kupować zabawki, ale nie ma to najmniejszego sensu, bo wygrywa psikaczka po odżywce do włosów 🤗 Dodajmy jeszcze prany regularnie co dwa tygodnie (gdybym chciała, żeby chodził w czystym, musiałabym prać po każdym spacerze, conjawi mi się jako kolosalna przesada) zestaw ubrań do spacerów po wsi i mamy receptę na szczęście.






piątek, 31 marca 2017

Wyszłam na tym zdjęciu tak pięknie, że aż strach pomyśleć, co by było, gdybym była wyspana. W każdym razie Syn mówi, że jestem petarda 😂😂😂 A dla mnie to bardziej jak prawdziwa twarz macierzyństwa. A przynajmniej taka bez mejkapu.
-Mamo, a Ty będziesz stara, jak będę dorosły?
-Tak.
-Nie martw się, i tak będę Cię bardzo, bardzo kochał. I kupię Ci krem przeciwzmarszczkowy.

sobota, 25 lutego 2017

Myśliwi

Pewnie zastanawiacie się, co słychać w naszym Rodzinnym Domu Wariatów. Przede wszystkim od czasu lektury pewnej książki dla dzieci życie płynie nam pod hasłem "kupasiku bum!", a poza tym nasz dom zamienił się w dom nad jeziorem. Przez większość czasu uciekam w szaleństwo, żeby nie popaść w obłęd, zwłaszcza, gdy patrzę na sypiący śnieg i mam wrażenie, że ktoś sobie ze mnie żartuje. Mimo wszystko to w zasadzie wystarczyłoby mi do szczęścia, gdyby nie fakt, że mój ulubiony mąż postanowił zostać myśliwym i argument, że jest rok 2017 zupełnie do niego nie przemawia. Jak zapewne się domyślacie, Antek ma już wyciętą z tektury dubeltówkę na sznureczku i paraduje z nią po domu, to kryjąc się w wyimaginowanych zaroślach, to wspinając się na wyimaginowane ambony. Gdy już dostrzeże wyimaginowaną sarnę, celuje, bo sarna jest chora. Na moje żarliwe protesty tłumaczy "jestem myśliwym, nie żadnym PSYCHOPATEM"
Śmiem wątpić, Antosiu, śmiem wątpić.

niedziela, 15 stycznia 2017

Pod górkę

Teoretycznie- bułka z masłem. Miliony kobiet codziennie zajmują się sam na sam dziećmi, domami, praniem etc. i starają się przy tym nikogo nie zagłodzić i nie umrzeć z głodu. Zaledwie dziesięć godzin. Tylko dwoje dzieci! A co jeśli ssak nie zrobi przerwy w ssaniu między ósmą a piętnastą?  Lub jeśli Dziecko lat cztery, co matki dwa miesiące nie widziało, bo w szpitalach była, dostanie ataku psychozy?

Zaczyna się pod górkę. Otóż dziecko lat cztery wstaje po szóstej pełne energii jak króliczek duracell, tak radosne, że pragnę tych samych dragów, i koniecznie chce się bawić oraz zjeść śniadanko, a najlepiej naleśniki, i wszystko byłoby spoko, bo to naprawdę świetny plan, gdyby nie fakt, że za Chiny nie mogę otworzyć oczu, o obudzeniu się nie wspominając, bo nie spałam. No ale Ssak się dosysa, więc jednak się budzę, pieluchę zmieniam, schodzimy na dół. Co jest jednak złą koncepcją, bo Ssak ulewa z taką werwą i takim impetem, że obie musimy się przebrać, a ja w zasadzie powinnam umyć włosy, ale bez żartów, nie można od życia za dużo chcieć. Gdy jesteśmy już przebrane a Antek wcina naleśnika, co go sprytnie ukryłam w lodówce dzień wcześniej, okazuje się, że historia lubi się powtarzać i Ssak ponownie jest do przebrania.

Wtedy to podchodzę do zlewu po gąbkę do wytarcia kanapy i trafia we mnie milion piorunów, bo w zlewie jest Meksyk prosto z Meksyku! A mówił,  że nastawi zmywarkę! Więc szybko robię zdjęcie, żeby mieć dowody i okoliczności łagodzące, a w myślach knuję straszliwą zemstę. Później okazuje się, że niepotrzebnie, bo on po prostu zapomniał, więc bez przesady. Później, czyli gdy dzwoni, żebym dorzuciła do pieca CO, w którym zapragnął palić drzewem i jak nie dorzucę, to wygaśnie. O ironio, i tak wygasło, więc muszę rozpalić od nowa, tylko zapomniał mi powiedzieć, że nie da się rozpalić nawiewem, tylko trzeba się pobawić w harcerza na zimowisku w lesie. Za piątym razem się udaje. Gdy Nelka usypia szybko łapię za odkurzacz, starając się jednocześnie za pomocą słoiczka od mamy wykonać najznakomitszy trick świata, czyli zamienić wczorajszy rosół w dzisiejszą pomidorową, i oczywiście rozwieszam pranie, bo biada temu, kto nie przygotuje na noc stu wyprasowanych pieluch tetrowych! 

Czujesz, drogi Czytelniku, jak nadciąga katastrofa? Jak za chwilę opadnę na dno rozpaczy? Jednak ta historia musi się skończyć dobrze, ratunek jest mało oczywisty, ale jest! Kątem oka dostrzegam ekspres do kawy. Rachunek sumienia odbywa się w pamięci i jest tak szybki jak najszybsza błyskawica, jak pendolino rozumowania, para z uszu, przysięgam, że już dawno nie miałam takich wyników intelektualnych! Kawa tak, problemy precz! Dziecko na pewno polubi kawę z mlekiem, mleko z kawą!

I właśnie wtedy wychodzi słońce, prędko wyobrażam sobie, że jest lato i wyjdziemy na taras, ale nie na nasze europalety, które stanowią hipsterską imitację tarasu, tylko na taras, który kiedyś tu będzie. Jestem mistrzynią zen, kwiatem lotosu na niezmąconej tafli wody, kurą domową po relaksującym weekendzie w buddyjskiej świątyni! Nawet gdy teraz o tym myślę, odczuwam pełną harmonię i pogodzenie z losem, i w ogóle mi nie przeszkadza, że zęby umyliśmy dopiero po obiedzie.