niedziela, 29 listopada 2015

kipię miłością

Wychowywanie dziecka, poza aspektem kipię miłością, chwytam dzień, tu i teraz cieszę się najcudowniejszą Istotą na Ziemi ma też bardziej refleksyjną stronę. Bo wszystko dzieje się tylko raz i naprawdę nie wiemy, co z tego wyjdzie. Bo w oceanie miłości łatwo zgubić siebie. I przede wszystkim dlatego, że, pielęgnując asertywność dziecka, często dostajemy po tyłku.
Mam czasem wrażenie, że największa zmiana w podejściu do dzieci, jaka zaszła między moim pokoleniem a pokoleniem moich rodziców to poczucie, że nie chcemy wychowywać grzecznych dzieci. I nie chodzi oczywiście o dłubanie w nosie czy mówienie dzień dobry, tylko o coś znacznie bardziej istotnego.
Chcę, żeby mój syn szanował swoje zdanie i  potrafił je wyrazić.  Dlatego naprawdę dużo rozmawiamy i, poza normalnym życiem ze sprzątaniem i gotowaniem (w których Antek często uczestniczy jako pełnoprawny kucharz, kierowca odkurzacza lub Pan Wycierak), często się bawimy tak, jak on chce. W związku z tym ugasiłam już milion pożarów (nie tylko plastikową gaśnicą, ale też plastikową wiertarką czy paskiem do spodni). On prowadzi, ja idę za nim. Pytam go opinię i pozwalam, żeby na własną rękę odkrywał świat.
Chcę, żeby umiał się sprzeciwić, gdy dzieje się krzywda. Więc kiedy mówi "odczep się, zostaw to" do kogoś, kto próbuje mu na siłę zdjąć sweterek, proszę, żeby krzyczał jeszcze głośniej, gdy ktoś robi mu coś wbrew jego woli. Tak, podawanie mu niedobrych leków to wyzwanie, ale tłumaczenie, po co są, działa cuda. Na przykład dzisiaj psikanie do jego nosa, w którym mieszka permanentny katar zostało zatwierdzone hasłem "No dobra, dawaj." 
Chcę, żeby potrafił odczuwać i interpretować emocje. Jest zatem oczywiste, że nie mogę mu powiedzieć "Nie płacz, nic się nie stało", gdy płacze. Logika prosta: jeśli płacze, to coś się musiało stać. Nazywam swoje uczucia, dzięki czemu często słyszę od swojego prawie trzylatka "zasmuciłem się" albo "jest mi przykro".  Mówi czasem (a zwłaszcza wtedy, gdy w Dniu Krótkiej kąpieli wychodzi z wanny), że mnie nie lubi. Wtedy pytam czy mnie nie lubi, czy jest niezadowolony, że musi już wyjść z wanny, odpowiedź czasem wymaga chwili refleksji, ale jeszcze mnie nie zasmuciła.

Pozwalam, żeby doświadczał.  
Przy doskonałej świadomości faktu, że granica między asertywnością a bezczelnością jest niezmiernie cienka, nie chcę, żeby mój syn był grzeczny. Ma święte prawo z czymś się nie zgadzać, nie chcieć i nie lubić. To takie fundamentalne zasady poszanowania drugiego Człowieka i myślę, że to dzięki nim mam przez większość czasu do czynienia z radosnym Chłopakiem. Dzięki nim jestem wyluzowaną mamą, kipię miłością, chwytam dzień, tu i teraz cieszę się najcudowniejszą Istotą na Ziemi.