sobota, 16 września 2017

Królowa Szos

Prawo jazdy robiłam siedemnaście lat. Po pierwszym kursie wciąż nie potrafiłam ruszać, więc poszłam na drugi, a kolejne jazdy oddzielało od siebie morze czasu. Ja zaś radośnie przemierzałam miasto autobusami, z dzieckiem, bez dziecka, do pracy, fryzjera i na lody.

Przyszedł jednak taki moment, że bez samochodu się nie dało- była to ta sama chwila, w której wyprowadziliśmy się na wieś. I nie chodzi mi o modną podmiejską okolicę, ani o tę dalszą część, w której ekskluzywne wille przeplatają się z opuszczonymi gospodarstwami. Tu jest wieś totalna, jest daleko, autobusów nie ma. Mój mąż kategorycznie zażądał, żebym podeszła do egzaminu po urodzeniu Neli- byłam wtedy w zaawansowanej ciąży, ale nie było takiej opcji- doskonale pamiętam, jak śmiejąc się do rozpuku oznajmiłam, że przecież nie dam się wywieźć na Wichurę (żeby była jasność, Moją Kochaną Wichurę) bez prawa jazdy. Zdałam za drugim razem, bo za pierwszym nie włączyłam świateł.

Gdy nadeszła ta chwila, w której musieliśmy kupić drugi samochód, mój samochód,wybrałam sobie Saaba 9-3. Oczywiście wiekowego, ale wciąż- to jedyny samochód, na widok którego robię pełne zachwytu AAACH! Poza tym, o ile absolutnie nie jestem żadnym motoekspertem, to już na pierwszy rzut oka widać, że to samochód z charakterem, lekko wredny, i dlatego w jakiś sposób mogłabym się z nim zaprzyjaźnić.

Dostałam minivana.

Dotychczas potrzebowałam dwóch miejsc do zaparkowania, a teraz ???

Przy okazji czule pozdrawiam wszystkich kierowców, którzy wyprzedzają mnie (!), królową szos (przynajmniej w mojej gminie), gdy jadę przepisowo w terenie zabudowanym (!!), na podwójnej ciągłej (!!!) i na zakręcie (!!!!) i potem okazuje się, że mam zaciągnięty ręczny.