Dzięki takim drobnym sztuczkom odnajduję się w naszej obecnej sytuacji mieszkaniowej. Na pierwszy rzut oka jest fantastycznie: moja Mama pożyczyła nam swoje mieszkanie, dzięki czemu po sprzedaży naszego nie musimy podczas budowy niczego wynajmować. Ekstra, ale jest haczyk. Mieszkanie jest w dużym stopniu wyremontowane, ma nowiuteńką kuchnię i w porządku łazienkę. A ja go po prostu nie lubię. Jest nie po mojemu. Nie odnajduję się w beżobrązach, drażnią mnie tapety, zapominam wyłączyć gaz (bo na indukcji trzeba było tylko zdjąć garnek), a poza tym koło naszego bloku całodobowo czatują panowie z mało wybrednymi trunkami.
Nie skupiam się na tym. Można by rzec, że łatwo się nie skupiać, gdy chatka na wsi jest w budowie, no i faktycznie- postanowiłam koncentrować się na detalach z pominięciem szerokich horyzontów w obrazie rzeczywistości. Zaczęłam robić pompony, gaszę światło i zapalam świece, mam fantastyczny pretekst do robienia zakupów. Słodki lisek z MyScandi wisi na obleśnej tapecie, ale kiedyś będzie zdobił pokoik Antosia na wsi.
Planuję zrobić sporo nalewek na wypadek, gdyby mój sposób nie działał zimą, a tymczasem prezentuję serię zdjęć z drobnymi przyjemnościami, wąskimi horyzontami zupełnie bez szerokich perspektyw. Dziś poprzestaję na małym.
Śliczny ten lisek! Mi mąż cały czas powtarza, że ja wybiórczo patrzę na otaczający mnie świat i traktuję w ten sam sposób to co się dzieje.. ;) najwyraźniej taka nasza metoda na to, żeby sobie z tym poradzić ;)
OdpowiedzUsuń