środa, 29 czerwca 2016

piec

Zamarzył nam się piec kaflowy. Nie kominek obity kaflami, nie ultranowoczesna szyba, tylko właśnie taki piec, co to trzyma ciepło przez 24 godziny. Look jak z francuskiego magazynu o szwajcarskiej willi w górach, jak ilustracja złotej zasady less is more, jak minimalizm stał się ciałem. Biały, gładkie kafle, przewężenie na środku, subtelne gzymsy i obowiązkowa wisienka na torcie w postaci secesyjnych drzwiczek. 
Ała. Cena zabolała, bo mniej więcej dziesięciokrotnie przekroczyła wartość naszego samochodu (który skądinąd nie jest nasz). Odpisałam, że ach jaka szkoda, ale niestety. Na to pani z kaflarni wysłała nam propozycje sympatyczniejsze cenowo. Nie, nie, nie tak miało być. To nie były piece z naszych snów! To nie były piece z naszych marzeń! To były piece skąpane w ornamentach, buchające przepychem! 
Ale to ciepło, ta magia, zarzucanie na piec kołderki, żeby po kąpieli wygrzać się na całego. I jest. Lubię go.

  • piec kosztował tyle, ile wydalibyśmy na kominek
  • zasada palenia w piecu jest taka, że rozpala się go, nagrzewa, a potem on sam trzyma ciepło, nie wymagając dokładania drewna.
  • to tradycyjny przepis na ciepło. Można od niego, jak od kominka poprowadzić ciepło do innych pomieszczeń, ale nie zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie (oczywiście będziemy mieć ogrzewanie centralne, obawialiśmy się też brudu z instalacji w sypialniach).
  • piec był budowany zaledwie przez 3 dni, teraz jest w fazie suszenia- rozpalamy go troszeczkę i wietrzymy.
Jak myślicie, spoko pomysł?






2 komentarze:

  1. Moim zdaniem pomysł świetny. Uwielbiam kominki i piece w tak delikatnej formie. No i z tego co widzę, to ten piec Wam bardzo pasuje do wystroju domu, więc super trafiliście :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwszej zimie na wsi jesteśmy zachwyceni jego możliwościami! Bardzo polecam :)

    OdpowiedzUsuń

Miłego dnia!