Smerf Maruda dobrze wie, że jest najważniejszy na świecie, więc
świeżo zaparzona kawa, ciekawa książka (nawet w połowie zdania) ani, o
zgrozo, ciasteczka, które właśnie teraz należy wyjąć z piekarnika, nie
mają z nim żadnych szans. Zdaje się mówić "pobawmy się tak, że będziesz
mnie nosić, a jak mnie odłożysz, to będę płakał, a jak usiądziesz, to
też będę płakał." albo przez godzinę: "daj mleka, nie, nie chcę mleka,
daj mleka!"
Nabiera mnie na "będę brykał jeszcze ze trzy godziny, więc
jeśli naprawdę jesteś zmęczona, to zrób sobie kawę" tylko po to, by w
trzy minuty po tym, jak wypiję ostatnie krople przekornie oświadczyć, że
jednak się zdrzemniemy.
Smerf Maruda, najbardziej upierdliwe z wcieleń mojego synka,
przychodzi bardzo rzadko, ale właśnie dziś mnie odwiedził. Gdy tylko
jego Tato przestąpił próg mieszkania po dziesięciu godzinach od wyjścia,
wrzuciłam Marudę w jego czułe ramiona, a sama musiałam, wprost musiałam
zamknąć się w łazience, żeby zrobić peeling stóp.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miłego dnia!