czwartek, 17 stycznia 2013

trzeci kawosz


Jednym z moich licznych i nieskrywanych talentów jest to, że nawet z najbardziej niekawowej osoby potrafię zrobić kawosza. Na przykład gdy poznałam swojego męża, pił napój o przedziwnej recepturze: pół łyżeczki kawy rozpuszczalnej, pół łyżeczki cukru, pół kubka gorącej wody, pół kubka mleka, zgaga. Oczywiście wytępiłam ten haniebny zwyczaj i teraz wspólne poranki upływają nam przy filiżankach aromatycznej kawy z ekspresu ciśnieniowego. Tak było i dziś. Lekko senną atmosferę oczekiwania na to, aż pierwsze krople kawy zetrą z naszych oczu ostatnie strzępki snu przerwanego pierwszym mamamama, jakie tego dnia wydał z siebie bobas, mąciły coraz to bardziej nerwowe krzyki Antonia, któremu wyraźnie coś nie pasowało. Próbowaliśmy wszystkiego: kaczorków w brzuszek, Tońka-komety, podgryzania stópek, ale z każdą chwilą stawało się coraz bardziej oczywiste, że strzeliłam samobója,  moja broń obróciła się przeciwko mnie, wykopałam dołek i w niego wpadłam. Antek chciał kawy. Tym razem zadowolił się samą filiżanką, ale kto wie, czy jutro też da się oszukać?







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miłego dnia!